Najpierw zderzyłam się z serialem. Później z filmem – tak jakoś wyszło, ale jak dla mnie serial to mega wyczyn Vegi, zawiera sceny pominięte w filmie i bardziej pozwala widzowi przeniknąć w specyficzny klimat kontrowersyjnego dzieła.
Znając negatywne opinie na temat filmu spodziewałam się najgorszego, gdy tymczasem serial zachwycił mnie od pierwszych minut. Vega rozjechał bez litości koncerny farmaceutyczne i służbę zdrowia – nie ma co tu bronić tych środowisk, bo nawet jeśli historia jest przekoloryzowana, to jakaś prawda jednak w niej tkwi.
Vega bawi się emocjami widzów i doskonale wie, że jednych spiekli, a innych rozkocha w wykreowanych przez siebie ruchomych obrazach. Losy głównych bohaterek mogą być realne lub nie – to nie ma znaczenia, jeśli kogoś porwie ich historia. Nie chcę oceniać tutaj ani koncernów farmaceutycznych ani służby zdrowia (nie taka jest moja rola) – równie dobrze Vega mógł rozprawić się z każdą inną branżą.
Dla mnie Botoks to nie jest serial, który można porównywać z jakimkolwiek innym serialem, głównie dlatego, że wizje Vegi są – jakby to delikatnie ująć… prosto z czachy i mocno w ryj. Jeśli ktoś mnie zapyta czy Botoks jest sukcesem czy klapą, to odpowiem, że jest to Vegowe arcydzieło. Każdy przecież zdaje sobie sprawę z tego, że Vega nie będzie kręcił “Pana Tadeusza”, więc idąc do kina na jego film doskonale wie, czego może się po Vedze spodziewać. Dlatego zupełnie nie pojmuję czemu na Botoks spadł hejt. Bo moim zdaniem za tak odważne dzieło należą się ogromne brawa. Zwłaszcza, że mało kto pozwala sobie na tego typu odwagę.
Podaruj 1% dla Domu Kultury Niezależnej w Łodzi - KRS 0000543423
Tagi: Agnieszka Dygant, Botoks, Janusz Chabior, Katarzyna Warnke, Marieta Żukowska, Olga Bołądź, Patryk Vega, Piotr Stramowski, Sebastian Fabijański, serial, Tomasz Oświeciński