Kultura niezależna od wielu lat ma w Polsce jeden poważny problem: nie wzbudza zainteresowania wśród osób, które mogą pomóc w jej zaistnieniu na rynku, gdyż jest po prostu niekomercyjna, przez co każdy ważniacha lub każda ważniaczka kompletnie lekceważy kulturę niezależną, bo nie da się na niej zarobić.
Stan epidemii w Polsce zamknął kulturę na trzy miesiące – odwołano wszystkie wydarzenia, a działalność kulturalną trzeba było przenieść do internetu. Problemu z przetrwaniem nie mają oczywiście instytucje kultury finansowane z kasy podatników (bo chociaż nic się nie działo, to na pensje dla pracowników było, a i nikt nie musiał zbytnio martwić się o kasę na koszty utrzymania). Dużo gorzej mieli ludzie kultury i sztuki, którym nie było dane sycić się kasą z portfeli podatników i sami musieli zarobić na swój byt. Niekoniecznie pracą w kulturze – wiele osób wróciło do wyuczonych pierwszych zawodów lub planuje taki powrót w najbliższym czasie, chwytało się za prace zupełnie dziwne (to jest nietypowe dla twórców i odtwórców).
Wydawało się, że na pomoc przybiegnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Faktycznie – budżet na kulturę w czasie pandemii został mocno zwiększony, Ministerstwo organizowało nowe programy i dawało szansę na zdobycie środków na realizację rozmaitych działań kulturalnych w internecie. Oczywiście tych środków nie wystarczyło dla wszystkich, ale dla ludzi od kultury niezależnej nie było jej w ogóle. Za to żniwa kosiły zabiedzone przez epidemię gwiazdy polskiej estrady – już nie będę wypisywać kogo mam na myśli, bo wyjdzie na to, że jestem “żałosna i zazdrosna”.
Żeby było sprawiedliwie – nie powiem, ochłapy dla twórców (także niezależnych) znajdujących się w trudnej kondycji finansowej z powodu stanu epidemii w Polsce spadały z Funduszu Promocji Kultury – tutaj też zwiększono budżet, by pomagać ludziom kultury w trudnych czasach, przy czym czas rozpatrywania wniosku i wypłaty zapomogi socjalnej to jakieś dwa miesiące. Tak, przyznaję – zasady przyznawania pomocy socjalnej uproszczono na maxa, ale od września 2020 zapowiedziano zaostrzenie zasad przyznawania tego wsparcia dla artystów, gdyż… kultura ponoć powoli wraca do normy. I tu mi się krew aż zagotowała. Tak, do normy wrócą zapewne instytucje kultury finansowane z kiesy podatników, bo przecież takowe dysponują dużymi salami i bez problemu rozstawią widzów zgodnie z zasadami rygoru sanitarnego. Reszta musi liczyć na organizację imprez pod chmurką, bo przecież salki na mini koncerty jak mieściły trzydzieści osób, to teraz zmieszczą pięć, maksymalnie sześć osób. Szkoda, wielka szkoda, że nikt w państwie nie myśli o losach kultury niezależnej, a jeszcze większa szkoda że państwo samo w sobie nie szanuje oryginalnych niezależnych twórców i preferuje odtwórców lub twórców powszechnie znanych, istniejących na scenie od wielu lat, a kompletnie irytujące już jest to, że produkuje własne gwiazdy disco polo. Jest widoczna dyskryminacja, co widać przy każdym wyniku naborów konkursów prowadzonych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. O to do Ministra Kultury mam największy żal.
Żal mam też do zwykłych zjadaczy czerstwego chleba, którzy w komentarzach tekstów publikowanych w komercyjnych mediach mocno atakowali ludzi kultury, którzy nagle w czasie stanu epidemii potracili możliwości zarobkowe i musieli zająć się zupełnie inną pracą. Hejt był tak obrzydliwy, że aż do tej pory mną trzęsie. Teksty typu by któryś z reżyserów teatralnych brał się do normalnej pracy i przestał być nierobem (i że dobrze mu zrobi jak porozwozi pizzę) po prostu są oburzające. Nie pamiętam gdzie to konkretnie wyczytałam, ale zapomnieć tego wpisu nie mogę. Przez tą niecną pamiętliwość muszę przypomnieć, że historia wyraźnie pokazuje, zwłaszcza ta starożytna, co pozostaje cennego po minionych cywilizacjach: kultura, architektura oraz religia. Mało który z archeologów chce badać plebs.