Ulrich Seidl pokazuje dziwactwa i perwersje Austriaków. W pierwszych scenach piwniczne obyczaje mogą wydawać się nawet śmieszne, ale im dalej toczy się film, tym obrazy są paskudniejsze.
To co dzieje się „W piwnicy” to być może sama prawda lub czysta i zamierzona prowokacja, w każdym bądź razie zagraniczny widz, nim zejdzie do podziemia domostwa przeciętnego Austriaka, zastanowi się nad tym krokiem ze sto razy.
Seidl to nie jest reżyser, który kręci filmy dosłownie dla wszystkich. Jego twórczość nie jest dla mas, bo masy te nie wyrobią przekazów , którymi wali po łbach Seidl. Reżyser ma grono wielbicieli swojej twórczości, reżysera lubię i ja, chociaż czasem trudno jest wytrzymać, gdy osoba mi towarzysząca ucieka w połowie filmu i jęczy, że „tego nie da się oglądać” i pyta jak ja taki film mogę znieść. Bo w sumie „W piwnicy” to film, który wywraca obraz Austriaków do góry nogami, nie ma w nim zbyt wiele oczekiwanych akceptowalnych dziwactw, ale są… no właśnie, są, a raczej wkradają się nienormalne dla zwykłego człowieka perwersje.
Foto: film „W piwnicy”